sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 2

Czując jego rękę na swoim kolanie lekko się speszyłam. Jednocześnie jednak poczułam przechodzące przez moje całe ciało przyjemne dreszcze. Spojrzałam na niego kątem oka, a ten jak gdyby nigdy nic patrzył przed siebie na ulicę. 
- Louis...- zaczęłam niepewnie.
- Daj mi się dotykać.- na jego słowa wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem.
- Chyba sobie żartujesz.- powiedziałam nadal się śmiejąc i strzepnęłam z siebie jego dłoń.
- Nie bądź taka.- szepnął.
- Jaka?- uniosłam pytająco brew do góry.
- No właśnie taka. Odpychasz ludzi swoim zachowaniem, a na prawdę taka nie jesteś. Myślisz, że nie zdążyłem Cię poznać? Sporo się o Tobie dowiedziałem. Straciłaś matkę w niewyjaśnionych okolicznościach i od tamtego czasu kompletnie odcięłaś się od ludzi. Jeśli będziesz się tak zachowywać to nigdy nie zaczniesz życia od nowa. Proszę Cię, pozwól mi się poznać.- po tym krótkim monologu jedna łza spłynęła po moim policzku.
- Ja... ja w taki sposób sobie z tym radzę.
- Przepraszam. Nie chciałem sprawić byś płakała. Na prawdę. Po prostu to dziwne, ja Cię dotykam a Ty od razu mnie odpychasz.
- A co? Mam być jak te Twoje wszystkie dziewczyny? Dziwkowata? Od razu pozwolić Ci się dotykać? Nie jestem taka, przykro mi.
- Jakie moje dziewczyny? Nigdy nie byłem z nikim na poważnie.- odpowiedział lekko zawstydzony a mnie zatkało. Taki chłopak jak on nigdy z kimś nie był. Ja w sumie też ale co mnie do niego porównywać.- Zawsze chodziło tylko o seks.- dodał.
- Zakończmy tą rozmowę.- powiedziałam, po czym odwróciłam twarz i zaczęłam wpatrywać się w obraz za szybą. Po chwili spuściłam głowę w dół.


Miał rację, od niewyjaśnionej śmierci a właściwie zaginięcia mamy kompletnie odcięłam się od świata. Ale przecież to nie moja wina, nie koniecznie chciałam by te sprawy się tak potoczyły.
- Jesteśmy.- wymamrotał Louis, gdy podjechaliśmy pod szarawy budynek, w którym jeszcze pare godzin temu odbywały się zajęcia. Niechętnie wyszłam z auta tym samym głośno trzaskając drzwami. Tomlinson od razu zareagował i gdyby można zabijać wzrokiem byłabym martwa.
- Sory.- rzuciłam  byle jakie przeprosiny.
- Mogłabyś być trochę delikatna.- szepnął.
- Oh tak? Myślałam, że lubisz agresywne panienki.
- A co? Próbujesz się dopasować do mojego stylu?
- Niestety, nie uda mi się zamienić w głupią, pustą blond laleczkę.
- Amy, Amy, Amy...
- Skończ. Po prostu napraw moje auto i będzie po sprawie.- mówiąc to oparłam się o drzwi mojego mercedesa. Chłopak podniósł maskę i coś zaczął w niej grzebać. Już po chwili mój samochód był w pełni sprawny.
- Dziękuję.- powiedziałam i obeszłam samóchów, gdy już miałam wchodzić brunet złapał mnie za ramie i spojrzał w oczy. Czekałam na jakiekolwiek słowo, ale ten tylko się gapił. Głośno westchnęłam, po czym szybko weszłam do pojazdu. Odpaliłam silnik i ruszyłam spod mojego liceum z piskiem opon. Jeszcze w lusterku widziałam, że Lou się patrzy.

*

Podjechałam pod mój dom i odruchowo oblukałąm wszystkie okna. Było ciemno, czy mój ojciec zawsze musi pracować na nocną zmianę? Wyszłam z samochodu i otworzyłam furtkę prowadzącą do mojego zacisza. Powolnym krokiem szłam w stronę drzwi, ale kilka metrów przed nimi zatrzymałam się. Pod czekoladowymi drzwiami siedział chłopak z burzą loków na głowie ubrany w obcisłe, czarne spodnie. Jego czarna koszula odsłaniała połowę umięśnionej klatki piersiowej, na której znajdował się niejeden tatuaż.
- Zgubiłeś się?- powiedziałam ironicznie. Byłam na swoim terenie więc nie czułam ani procenta strachu. Na moje słowa brunet od razu podniósł głowę i podszedł do mnie. Wlepił we mnie swoje jasnozielone oczy.
- Jesteś dziewczyną Louisa Tomlinsona?- spytał swoim ochrypłym głosem.
- Słucham? Znam go jeden dzień, ale jeśli przyszedłeś do niego to pomyliłeś domy. On mieszka na przeciwko.- odwróciłam się i wskazałam palcem na dom Lou.
- Nie potrzebuję tego gnojka. Potrzebuję Ciebie.- po tych słowach podszedł do mnie i na moją rękę nałożył srebrną metaliczną kajdankę. Drugą jej część przypiął do swojej dłoni.
- Co do cholery?!- wrzasnęłam.


Naciskaliście na rozdział więc wyszedł do dupy. Ostatnio miałam pare spraw rodzinnych i tak wyszło, że nie dodałam wczoraj rozdziału. PRZEPRASZAM. Mam nadzieję, że choć rozdział chujowy to Wam się spodoba. Nie wiem czy 3 rozdział pojawi się przed świętami dlatego chciałabym już teraz życzyć Wam Wesołych Świąt! Życzę Wam abyście dostali pod choinkę to o czym marzycie, byście spędzili ten czas tak jak go sobie wymarzyliście, spełnienia marzeń, miłości, przyjaźni, wszystkiego najlepszego. Ale przede wszystkim zdrowia i miłości w rodzinie. Bo nie wiem jak Wy, ale dla mnie święta to magiczny czas, w którym najbardziej okazujemy uczucia rozdzinie, jesteśmy dla siebie mili bo nie chcemy zepsuć magii, która panuje w tym dniu. Życzę Wam by wszystkie Wasze sprawy ułożyły się po waszej myśli. ŻYCZĘ WAM WESOŁYCH ŚWIĄT.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 25 KOMENTARZY, WIEM, ŻE DACIE RADĘ

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 1

- Jesteś zbiegłym z psychiatryka? Bo jeśli tak to zadzwonie, że mam ich zgubę.- powiedziałam ironicznie.
- Jeśli według Ciebie wyglądam na chorego psychicznie to z Tobą na prawdę jest coś nie tak.- powiedział, po czym się zaśmiał.
- To nie ja tu jestem bałwanem.- odburknęłam. Po chwili zorientowałam się, że wszyscy uczniowie już odjechali. Tylko my staliśmy na szkolnym parkingu. Rozejrzałam się i delikatnie przygryzłam swoją dolną wargę. Zastanawiałam się czy mogę, czy to do mnie pasuje. Pojechać z nieznajomym. Spojrzałam na niego jakby pytająco.
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię.- zapewnił. Wypuściłam głośno powietrze z ust i zarzuciłam sobie torbę na ramie.
- Które to Twoje auto?- spytałam a on wskazał palcem na ciemnego jeepa. Nie czekając na niego podeszłam do samochodu i łapiąc za klamkę otworzyłam drzwi pojazdu, w którym chwilę później się znajdowałam. Louis odpalił silnik i w przeciwieństwie do mojego od razu ruszyliśmy. Jechaliśmy w kompletnej ciszy, no bo o czym miałabym z nim rozmawiać? Poruszaliśmy się z zawrotną prędkością.
- Nie chcę nic mówić, ale mój tata jeździ dwa razy wolniej.- powiedziałam lekko wystraszona.
- Bo Twój tata jeździ jak cipa.- odpowiedział jednocześnie zmieniając bieg.
- Nie pozwalasz sobie za dużo?- oburzył mnie. Nie znał nawet mojego imienia a miał czelność obrażać najważniejszą mi osobę.
- Jadę 100 kilometrów na godzinę, dozwolone jest 90 bo jesteśmy tak jakby poza miastem. Czyli przekroczyłem tylko o 10, a jeśli Twój ojciec jeździ dwa razy wolniej to porusza się z prędkością 50 kilometrów na godzinę poza miastem. To sory, ale chyba mam prawo nazwać go cipą.- wzruszył ramionami.
- Wow, umiesz odejmować do stu. Jestem pod wrażeniem.- po tych słowach odwróciłam głowę i wbiłam swój wzrok na drzewa za szybą. Brunet już nie odpowiedział. Po około dziesięciu minutach podjechaliśmy pod mój dom.
- Dziękuję.- powiedziałam, po czym odpięłam pasy. Już miałam wyjść, gdy chłopak zablokował drzwi.- Co Ty robisz?- spytałam.
- Wolę buziaka w podzience.- szepnął i nadstawił policzek.
- Serio?- uniosłam pytająco brew do góry.
- Tak, inaczej Cię nie wypuszczę. A uwierz, mi można co do takich rzeczy wierzyć.- uśmiechnął się delikatnie. Znudzona pochyliłam się nad skrzynią biegów i gdy już moje wargi miały dotknąć jego ciepłej skóry on przekręcił głowę tak, że nasze usta zwarły się ze sobą w pocałunku, który szybko przerwałam.
- Dziecinna zagrywka... bałwanie.- wyszłam wkurwiona z auta, które chłopak wcześniej otworzył. Jezu jakie to było dziecinne i w ogóle nie na miejscu. Co on sobie wyobraża? Muszę odciąć się od tego chłopaka, coś mi się wydaje, że z nim będą same problemy. Wyjęłam z mojej markowej torby klucze i otworzyłam drzwi wejściowe. Obejrzałam się za siebie i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Louisa otwierającego kluczem drzwi domu na przeciwko mnie. Myślałam, że mieszka obok a nie na przeciw tak, że będzie mógł praktycznie zaglądać mi w okno. Nie powiem, trochę się wystraszyłam. Weszłam do domu i zdjejmując buty wbiegłam po schodach na górę. Od razu przysiadłam do biurka i zaczęłam odrabiać zadaną przez nauczycieli pracę. Właśnie robiłam wypracowanie z biologii o mikrokomórkach, gdy usłyszałam pukanie. Pukanie w okno. Odruchowo spojrzałam skąd dobiegały odgłosy. W oknie po drugiej stronie stał Louis, podeszłam do niego i założyłam ręce na biodra. Chłopak pokazał ręką bym mu je otworzyła, tak też zrobiłam.
- Co Ty tu robisz?- spytałam. Byłam po prostu zdezorientowana.
- No chyba mamy jechać po Twój samochód.- powiedział, po czym odpalił fajkę. Buchnął na mnie dymem, które ohydnie śmierdziało. Oczy od razu mi się zaszkliły a w nosie poczułam dyskomfort.
- Zgaś to, nie ma palenia w moim domu.- podeszłam do niego, by zabrać mu papierosa.
- Za buziaka.- ponownie tego dnia nadstawił swój dobrze ogolony policzek.
- Dobrze.- podeszłam do bruneta i gdy już miałam go pocałować musnęłam wargami swoją dłoń i mocno go spoliczkowałam.
- Uu, zadziorna. Lubie takie.- zaśmiał się.
- Uu, debil. Mogłabym zabić takich.- odpowiedziałam jego głosem na co on ponownie się zaśmiał.
- Dobra dobra.- powiedział, po czym wyrzucił peta za okno. Obrócił głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Na jego twarzy zauważyłam delikatny uśmiech.


- Co?- spytałam, gdy Louis patrzył się tak już dłuższą chwilę. 
- Nie znam Twojego imienia.- stwierdził. Miał rację, jeszcze się mu nie przedstawiłam.
- Amy.- odpowiedziałam cicho.
- Więc Amy, jedziemy?- na jego słowa wciągnęłam dużą ilość powietrza. Skinęłam głową potwierdzająco, po czym wyszliśmy z domu. Cały czas czułam na sobie wzrok bruneta. Wyciągnęłam rękę by otworzyć drzwi od auta, ale chłopak mnie wyprzedził. Spojrzałam na niego i podziękowałam mu wzrokiem. Może i źle go oceniłam, ale to bez znaczenia. W tym roku nie ma miejsca na chłopców. Jest tylko i wyłącznie nauka. Pojadę z nim po mojego mercedesa i kończę tę znajomość. 
- No to jedziemy.- powiedział Lou i odpalił silnik. Ponownie tego dnia jechaliśmy z zawrotną prędkością. 120, 150, 190 kilometrów... ale jakoś się nie bałam. Czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie. Może to błędne odczucie? Moje rozmyślenia przerwała ręka chłopaka dotykająca mojego kolana.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 15 KOMENTARZY

piątek, 13 grudnia 2013

Prolog

Dzwoniący budzik wyrwał mnie z krainy Morfeusza. Leniwie przetarłam oczy i walnęłam ręką w denerwujące mnie urządzenie. 
- Boże zamilcz.- powiedziałam do siebie wyłączając moją codzienną pobudkę. Pierwszy dzień szkoły, w zasadzie to drugi... ale to się nie liczy. Zwykły apel. Wstałam z mojego wygodnego łóżka i wolnym krokiem udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro z nieukrywalnym grymasem. Odkręciłam wodę i przmyłam nią twarz. Zsunęłam z siebie koszule ojca i weszłam pod prysznic. Kojące ciepłe strumienie spływały po moim nagim ciele. Nałożyłam na dłoń małą ilość szamponu i wtarłam go we włosy, które już po chwili suszyłam. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do garderoby, gdzie wybrałam obcisłe dżinsowe spodenki z wysokim stanem i przezroczystą czarną koszule. Ponownie udałam się do łazienki, w której nałożyłam na twarz delikatny makijaż. Chwyciłam do ręki torbę z książkami i zbiegłam na dół. Już na schodach przywitał mnie zapach jajecznicy. Rzuciłam torbę na ziemie i usiadłam przy blacie.
- Dzisiaj pierwszy dzień ostatniego roku...- tata jak zwykle próbował znaleźć temat do rozmowy. Ceniłam sobie to, że przynajmniej się stara.
- Tak.- odpowiedziałam krótko i włożyłam do ust posiłek. Po kilkukrotnej wykonanej czynności byłam już najedzona. Wzięłam kluczyki i krzycząc krótkie pa wyszłam z domu. Wsiadłam do mojego czarnego mercedesa i odpaliłam silnik. Przejrzałam się jeszcze w lustrze.
- Nauka, zajęcia, nauka, nauka, zajęcia, nauka...- powtarzałam sobie. Taki miałam plan na ten rok, bez żadnych szaleństw, żadnych chłopaków, żadnych imprez... po prostu nauka. To był mój cel, który zrealizuję.  Teraz czeka mnie pół godzinna droga, ponieważ nie mieszkam w samym centrum, gdzie znajdowało się moje liceum. Po trzydziestu minutach byłam już pod budynkiem zwanym szkołą. Na pierwszy rzut oka zauważyłam kilka nowych twarzy. Moją uwagę przykuła grupa chłopców, zapewne w moim wieku. Wszyscy ubrani na czarno, zadbani. Wyszłam z samochodu i zarzuciłam sobie torbe na ramie. Od razu skierowałam się do środka, jednak po drodze mogłabym przysiądz, że jeden do mnie mrugnął.
- Bałwan.- szepnęłam.
- Do mnie mówisz maleńka?!- odkrzyknął. Cholera, usłyszał. Może i nie jestem tutaj zbytnio lubiana, gdyż jestem uważana za kujona bez życia ale pyskować potrafię. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam brunetowi prosto w oczy.
- A widzisz tu innego bałwana?- przechyliłam głowę lekko w prawo tak by nadać temu zdaniu większy sens.
- Ja widzę tylko Ciebie.- oblizał w ohydny dla mnie sposób wargę.
- Jak już powiedziałam... bałwan.- po tych słowach szybkim krokiem udałam się do szarego budynku. Podeszłam do mojej szafki i włożyłam do niej niepotrzebne książki. Z kieszeni wyciągnęłam mój plan zajęć, z tego co widziałam zdaje mi się, że mam filozofię z Panem Henrym w sali 216. Tam więc się udałam. Pod pomieszczeniem, w którym za chwilę miały odbyć się zajęcia stał On. Gdy mnie zauważył powiedział coś swoim towarzyszom i podszedł do mnie.
- Wiesz co... może poznasz moje imie, bo w końcu jak będziesz się do mnie zwracać?- zapytał z pewnym siebie uśmieszkiem na ustach.
- Pozostanę przy bałwanie.- pokiwałam energicznie głową i zacisnęłam usta w cienką linię.
- Będziesz krzyczeć "bałwan" gdy będę Ci robić dobrze? Gdybyś jednak zmieniła zdanie, to jestem Louis. Louis Tomlinson.- nie musiałam odpowiadać. Uratował mnie dzwonek oznaczający rozpoczęcie zajęć. Szybko wślizgnęłam się pomiędzy innymi uczniami do sali i zajęłam miejsce w pierwszej ławce. Jako, że byłam pilną uczennicą całą lekcję robiłam notatki. Po 45 minutach filozofia zakończyła się. Reszta dnia minęła mi dość spokojnie, w końcu tylko pięć lekcji. Jako pierwsza wybiegłam z budynku, weszłam do mojego pojazdu i wcisnęłam kluczyki do stacyjki. Zawarczał, zgasł. 
- Co jest?- powiedziałam sama do siebie i ponownie przekręciłam klucz. Zawarczał, zgasł. Wyszłam z auta i podeszłam do maski, którą szybko otworzyłam. Co mi się rzuciło w oczy? Przecięte kable! Przecięte kurwa kable! Podniosłam głowę i ujrzałam Louisa... poprawka bałwana.
- Czego chcesz bałwanie?- spytałam mocno wkurwiona całą sytuacją. Pierwszy dzień w szkole i ktoś już się nade mną znęca.
- Przecięte kable od akumulatora, uuu.. nie pojedziesz. Jaka szkoda, co za BAŁWAN mógł to przeciąć?- podkreślił swoje przezwisko nadane mu przeze mnie.- Podwieźć Cię? Mieszkam kilka domów dalej, a wieczorem wrócę po twojego mercedecha.- aż się we mnie gotowało.


Prolog taki krótki, myślę, że jest okej. No ale to już Wy ocenicie. NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 10 KOMENTARZY.

Przedstawienie postaci + informacja


Amy Peterson
Osierocona przez matkę osiemnastolatka znana w szkole głównie jako "kujonica bez rozrywkowego życia". Jej głównym celem jest pójście na dobre studia i założenie szczęśliwej rodziny. Ostatni rok w szkole kojarzy się z dobrą zabawą i seksem. Amy jednak postanowiła wziąść na pierwszy plan naukę... czy przez nowego chłopaka w szkole jej plany się pokrzyżują?



Louis Tomlinson
Niegrzeczny chłopak z przedmieścia, który postanowił wprowadzić się do miasta i zacząć nowe życie. W liceum do którego postanowił pójść poznaje tajemniczą Amy, która nie jest zainteresowana znajomością z nim. Czy mroczna przeszłość Tomilsona będzie miała wpływ na jego postępowania?



INFORMACJA

Prolog pojawi się dzisiaj, niestety Kochanie (Anonimowa Directionerko) usunę Twój post bo chcę zacząć tego bloga od tej notki. Co do IMAGINY1ONEDIRECTION dziś dodam ostatni rozdział, który być może się Wam nie spodoba. Przepraszam wszystkich, których zawiodłam.