* Oczami Amy *
- Odwołaj wszystkie swoje plany, akcje zaczynamy teraz.- odezwał się niski głos podkreślający ostatnie słowo.
- Dobra.- warknął Louis, po czym się rozłączył.
- Poważnie?- spytałam lekko zdenerwowana.
- Nie, na niby.- odpowiedział chamsko.
- Louis! Mieliśmy spędzić ten wieczór razem, pamiętasz?!
- Nie krzycz kochanie.- szepnął spokojnie i położył dłoń na moje kolano.
- Zachowujesz się jak psychol.- poprawiłam nerwowo włosy. Na moje słowa chłopak się zaśmiał.
- Podjedziemy do bazy, zostawię ci kluczyki i wrócisz do domu.
- Jasne...- odpowiedziałam smutno. Wkurwiają mnie już te jego humorki, jak zwykle ma mnie w dupie. Nawet nie pomyślał o tym, że mnie to boli. Po jakiś trzydziestu minutach byliśmy na miejscu. Odpięłam pasy i spojrzałam na bruneta, który położył dłoń na moim policzku.
- Uważaj na siebie.- nic nie odpowiedział. Złożył na moich ustach szybki pocałunek i wysiadł z auta. Nałożył okulary i udał się do budynku.
Zaśmiałam się pod nosem widząc jak robi z siebie wielkiego gangstera. A może nim na prawdę był? Nie wiem... nic o nim nie wiem. Było mi przykro, że tak po prostu, bez mrugnięcia okiem mnie wystawił. Zdenerwowana okrążyłam pojazd, by po chwili usiąść na miejscu kierowcy. Jak najszybciej opuściłam to miejsce. Znudzona krążyłam po mieście. Mijałam domy w których były szczęśliwe rodziny, ławki na których całowali się zakochani. "Czemu u mnie wszystko jest czarno białe?"- spytałam się w myślach. Postanowiłam zadzwonić do Alana.
- Halo?- odezwał się damski głos.
- Yy dzień dobry.- powiedziałam myśląc, że to jego mama.
- Amy?!
- Cornelia?!- krzyknęłam.
- Cholera jasna, szmal czasu.- powiedziała radośnie.
- Dokładnie. Chciałabyś się spotkać?- spytałam.
- Okej.- podałam blondynce miejsce i godzinę spotkania. Tak bardzo cieszyłam się na wspólny wypad na kawę. Ostatnio widziałam ją może z rok temu, wyjechała do szkoły w Irlandii i nasz kontakt zanikł. Dziewczyna jest siostrą Alana, dziwne, że nic mi nie powiedział o jej przyjeździe. No ale dobra. Wjechałam na parking i zarzucając sobie torbę na ramię wyszłam z auta. Szłam powoli chodnikiem na spotkanie. Zajęłam stolik na dworze, ponieważ nie było jeszcze chłodno. Czekając na przyjaciółkę zamówiłam sobie latte. Nagle poczułam ręce na oczach.
- Oh Jason.- palnęłam bez namysłu, dziewczyna głośno się zaśmiała.
- Niestety to tylko ja.- powiedziała jednocześnie mnie przytulając. Odwzajemniłam gest, już po chwili siedziałyśmy opowiadając sobie miniony rok.
- Masz kogoś?- spytała w pewnym momencie Cornelia.
- Tak.- odpowiedziałam nieśmiało.- A ty?
- Nie, ale to na razie.- spojrzałam na nią pytająco.- Randkuje z kimś.- wytłumaczyła.
- Mów, opowiadaj.- ponagliłam ją.
- Ma na imię Zayn, jest bardzo tajemniczy...- zaczęła opowiadać a mnie uwięzła kula w gardle. Ona na pewno o tym nie wie, nie wie o tym niebezpieczeństwie.
- Masz jego zdjęcie?- przerwałam jej.
- Ehem.- potwierdziła i podała mi telefon. Zatkało mnie, na ekranie zobaczyłam Malika.
- A ty masz zdjęcie Louisa?- spytała. Moje zdziwienie sięgało zenitu. Przecież nic nie mówiłam o moim chłopaku. Corni widząc moją minę zaśmiała się.
- Wiem o gangu, zachowuj się przy mnie normalnie. Wiem to co i ty, nie spinajmy się.- powiedziała ciszej tak by nikt nie usłyszał.
- Ale skąd? No tak od Zayn'a...- szepnęłam. Pokiwałam głową w geście zrozumienia.- Ile już jesteście razem?
- Mniej niż miesiąc a wy?
- Miesiąc jakiś.
- Też tak masz, że boisz się czasem, że Louis nie wróci?
- Zdarza mi się. Chcesz się przejść?
- Pewnie.- zapłaciłyśmy za siebie i poszłyśmy pod rękę do parku.
- Zayn...- nie dokończyłam.
- Skarbie, proszę, nie rozmawiamy o tym.- powiedziała smutno blondynka.
- No dobrze.- usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy sobie wszystko mówić. Ta przerwa nie zniszczyła tej przyjaźni, jak zawsze miałyśmy o czym rozmawiać.
- A pamiętasz jak Alan złamał przez nas rękę?- przypominała Cornelia.
- Tak.- obie się zaśmiałyśmy.
W tym samym momencie zaczął dzwonić telefon blondynki. Niechętnie odebrała.
- Jestem z Amy. No dobrze już jadę.- odpowiedziała oschle osobie, z którą rozmawiała.
- Psychiczny zazdrośnik.- powiedziała w żartach.
- Nie no spoko, ja też już będę musiała się zbierać.- pożegnałam się z Cornelią, po czym poszłam do auta. Jadąc do domu sześciokrotnie próbowałam dodzwonić się do Louisa. Bez skutku. Gdy miałam kolejny raz dzwonić akurat zadzwonił mój tata. Przeciągnęłam palcem po ekranie komórki tym samym odbierając połączenie.
- Hej tato.
- No cześć córcia. Dzwonię żeby Ci powiedzieć, że spotkanie sponsorów wyszło i teraz muszę zostać tydzień dłużej w Nowym Yorku. Wiesz, papiery, zebrania... te sprawy.
- No spoko, poradzę sobie.
- Na pewno?
- Na sto procent. Muszę kończyć, pa.- szybko się rozłączyłam. Prawdzie mówiąc cieszyłam się. Zawsze lubiłam być sama, dodatkowy tydzień bez ojca brzmi świetnie. Kocham go i nie będąc wyrodną córką mówię, że lubię być sama w domu. Wjechałam na podjazd i od razu wbiegłam do siebie do pokoju. Nie minęło dwadzieścia minut jak usłyszałam pukanie. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
- Harry?- spytałam zdziwiona. Miał rozciętą brew i krwawił z nosa. Ponadto miał pokaleczone dłonie.
- Czy...
- Louisowi nic nie jest.- wyprzedził moje pytanie. Ale ze mnie idiotka! Zakochany we mnie chłopak przychodzi do mojego domu poobijany a ja myślę o nie wiadomo czym.
- Wejdź, opatrzę cię.- wpuściłam loczka do środka, po czym poszłam po apteczkę. Harry usiadł w salonie na krześle a ja klęknęłam przed nim. Oczyściłam mu rany i w miarę moich pielęgniarskich możliwości zabandażowałam je. Wróciłam do kuchni by umyć ręce. W pewnej chwili poczułam dłonie zielonookiego na swoich biodrach.
Przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować po szyi. Byłam cholernie zdezorientowana. Te emocje tak ogarnęły moje ciało, że nawet nie drgnęłam.
- Wiem, że tego chcesz...- szepnął mi do ucha.
Tak, tak... wiem, wiem. Zjebałam ten rozdział. Ale na swoje usprawiedliwienie mówię, że pisałam go na telefonie. :(
Piszcie swoje propozycje co do następnego rozdziału.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 30 KOMENTARZY